Dosyć skomplikowana historia Polski w XIX wieku spowodowała, że Paryż stał się niemalże centrum polskiego życia kulturalnego. Co prawda po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. swój stołeczny blask odzyskała Warszawa, Paryż pozostawał jednak dalej miejscem, do którego pielgrzymowały kolejne pokolenia polskich artystów.
Jednym z nich był urodzony w okolicach Sanoka w 1891 r. Franciszek Prochaska, należący do tego samego pokolenia, co Samuel Tyszkiewicz, twórca słynnej Oficyny Florenckiej, działającej od lat 20. do 1954 r. Jeszcze przed pierwszą wojną światową, w 1912 r. Prochaska rozpoczął studnia na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. W 1914 r. wstąpił ochotniczo do Legionów Józefa Piłsudskiego, by u boku armii austriacko-węgierskiej bić się z Rosjanami. Po zakończeniu wojny pozostał w wojsku, służąc jako oficer zawodowy w stopniu podpułkownika. W roku 1921 podobnie jak Tyszkiewicz został wysłany do Paryża, zostając attache wojskowym we Francji i zajmując się likwidacją instytucji związanych z wojskiem polskim stworzonym tam przez generała Hallera.
W Paryżu Prochaska nawiązał kontakt z liczną i żywą polską artystyczną kolonią. Znajdowali się w niej tacy twórcy jak np. Olga Boznańska, Roman Kramsztyk, Józef Czapski czy Samuel Tyszkiewicz. Wrócił także do swoich pierwotnych zainteresowań sztuką, zajmując się przede wszystkim grafiką. Ówczesne jego prace w większości przedstawiają uliczki i zaułki Paryża oraz zdradzają zainteresowanie modnym kubizmem. Od roku 1923 r. Prochaska próbuje swoich sił z drzeworytami, zaczyna także tworzyć obrazy olejne.
Nieco na marginesie swojej pracy artystycznej Prochaska zajmował się typografią. Jak sam jednak wspominał, jednym z powodów pozostania w Paryżu pod odejściu ze służby wojskowej były bogate zbiory starodruków znajdujące się w tamtejszej w Bibliotece Narodowej. W 1924 r. stał się także członkiem Polskiego Towarzystwa Przyjaciół Książki w Paryżu, zachęcony przez znakomitego polskiego bibliofila, Stanisława Piotra Koczorowskiego. Tego samego, który przekonał inżyniera Tyszkiewicza, by zamiast konstruowaniem samolotów zajął się typografią. Przed wybuchem wojny aktywność Prochaski jako typografa nie była zbyt imponująca. Jego grafiki znalazły się w kilku książkach wydanych przez PTPK. I tak w 1926 r. ilustrował zbiór poezji Władysława Jana Grabskiego Trzy wieńce, trzy lata później w 1929 r. prace Prochaski znalazły się w książce Andrzeja Teslara Devant la colonne de Mickiewicz (przy której pracował także Tyszkiewicz) i wreszcie wycięty przez Prochaskę drzeworyt, przedstawiający Jana Kochanowskiego, zdobił francuskie wydanie dzieł tego poety.
Wojna przerwała pracę artysty. W 1940 r. Prochaska ponownie wstępuje do Wojska Polskiego, po upadku zaś Francji trafia do Wielkiej Brytanii gdzie służył w sztabie Polskich Sił Zbrojnych w Londynie. Do Paryża wrócił dopiero w 1946 r., wracając jednocześnie do pracy artystycznej. Tym razem jednak zwracając większą uwagę na książkę. Dla reaktywowanego w maju 1947 r. PTPK wykonał szereg drzeworytów, często ilustrując wydawany w latach 1946-1952 biuletyn Towarzystwa. Spod jego ręki zaczęły wychodzić także ekslibrysy, trafiając do tak egzotycznych odbiorców – przynajmniej z punktu widzenia paryskiego emigranta – jak głównodowodzący armią komunistycznej Polski marszałek Michał Rola-Żymierski.
W roku 1950 Prochaska, wraz ze swoją żoną Marią zdecydowali się założyć w Paryżu Oficynę Drukarską Prochasków. Jak wspominał, drukarstwem musiał się zająć „dla zapewnienia sobie zarobku” drukując przede wszystkim popularne wtedy karty z życzeniami, świąteczne etc. Miara ich popularności była wystawa zorganizowana w 1950 r. w Bibliothèque Nationale. Techniczne zaplecze oficyny Prochasków było raczej skromne: pochodząca z 1858 r. prasa Albion oraz zbiór czcionek pochodzących z założonej w 1923 r. paryskiej giserni Deberny et Peignot. Prochaska swoje druki składał zwykle krojem Montaigne (16pt), zaprojektowanym przez Bruce’a Rogersa.
Młyn w Nadolniku zbiór wierszy Aleksandra Janty, autora słynnego był pierwszą książką opublikowaną przez Prochaskę. Została wydana w nakładzie 150 egz. na papierze Arches i złożona krojem Montaigne. Po raz pierwszy pojawił się wtedy sygnet Oficyny: wizerunek młodej dziewczyny stojącej na rogach jelenia i podtrzymującej się rękami, ozdobiony trzema literami: M F P (Maria, Franciszek Prochaskowie). W ciągu kolejnych lat, oficynę opuściło siedem tytułów. Do 1956 r. w Paryżu Prochaska wydał cztery książki, kolejne trzy pojawiły się w latach 1958–1969 w Aix-en-Provence, gdzie ostatecznie osiadło małżeństwo Prochasków.
Jeszcze w roku 1950 ukazała się kolejna, druga książka Prochaski: wydana w języku francuskim Village Jeana Giono, ilustrowana linorytami Edith Berger. Giono, pisząc tekst ilustrowany widokami Lalley, wioski w której mieszkała Berger, zwrócił uwagę na prostotę i naturalność wiejskiego życia, będących w opozycji wobec zagrożeń jakie niesie ze sobą współczesne miasto. W tej walce wieś nie jest jednak bez szans, jej sojusznikami jest krajobraz, natura, zwierzęta wreszcie odwieczne tradycje i zwyczaje. Dziś książka ta jest prawdziwym białym krukiem, nie ma jej nawet w zbiorach Biblioteki Narodowej w Warszawie. Jeden ze 150 (nr 75) egzemplarzy znajduje się zaś w National Library of the Netherlands. Tak jak poprzednia książka, „Village” jest wydrukowana na papierze Arches i złożona krojem Montaigne.
Na kolejną książkę wydaną przez Oficynę Prochasków trzeba było czekać cztery lata. W listopadzie 1954 r. ukazała się (ponownie w języku francuskim) praca A. T’Serstevensa Intimité de l’ile Saint-Louis. Nie była to zapewne wybór przypadkowy. Wyspa św. Ludwika w Paryżu w wieku XIX była centrum polskiej emigracji. Tutaj mieścił się Hotel Lambert, w którym rezygnował jej polityczny lider ks. Adam Jerzy Czartoryski. Książka zaopatrzona jest w 27 drzeworytów, prezentujących wyspę św. Ludwika, złożona krojem Montaigne i wydrukowana na papierze Arches. Co ciekawe, nie była zszyta, tworzące ją luźne karty zaopatrzone były jedynie w etui.
W kwietniu 1956 r. ukazała się czwarta pozycja Prochasków wydana w Paryżu: Błyski losu, zbór wierszy Wacława Jana Godlewskiego. To najobszerniejsza praca Prochaski, liczy 120 stron. Wydrukowana tak jak i inne książki na papierze Arches i złożona krojem Montaigne. Biograf Prochaski, Andrzej Kłossowski zauważył, że jest to chyba najmniej udana edytorsko praca paryskiego drukarza, w którą „nie włożył serca”, jedynie talent i wiedzę.
Między 1956 a 1958 Prochaskowie przenieśli się do Aix-en-Provence. I tam właśnie w marcu 1959 r. ukazała się piąta książka w dorobku oficyny, nosząca hiszpański tytuł 18 coplas (fraszka, kuplet) Jana Borzękowskiego. Książka wydrukowana została jak zwykle na papierze Arches i złożona krojem Montaigne. Prochaska wyciął drzeworyt do każdego z zamieszczonych w zbiorze wierszy. Dodatkowo 10 egzemplarzy luksusowych zostało zaopatrzonych sześcioma drzeworytami odbitymi na papierze japońskim.
Przez kolejne 10 lat Prochaska nie wydrukował żadnej książki. Artysta zmagał się wtedy ze słabnącym wzrokiem. Dlatego dopiero w grudniu 1969 r. ukazała się szósta (jak się okazała ostatnia) pozycja Oficyny Prochasków: „Wiersze zebrane” z lat 1924–1967 Zygmunta Lubicz Zalewskiego. Jak zwykle wszystkie grafiki wykonał Prochaska, jedynie przed stroną tytułową znajduje się portret Zalewskiego namalowany przez Olgę Boznańską. Prace nad kolejną książką przerwała w 1972 r. śmierć artysty. Jego żona, Franciszka, zmarła rok wcześniej, w 1971 r. Obydwoje odeszli prawie w całkowitym zapomnieniu. Mieszkający w Londynie inny polski typograf, Stanisław Gliwa [1] pisał w 1978 r. że próbował dowiedzieć się kiedy Prochaskowie zmarli i gdzie zostali pochowani, jednak przedstawiciele paryskiej Polonii nie potrafili odpowiedzieć na to pytanie.
[1] David Chambers napisał w 8 numerze (1988) rocznika Matrix, pisma poświęconego typografii: “Z polskiej Oficyny Drukarskiej przyszła broszura wydana na cześć zmarłego w 1986 r. Stanisława Gliwy. Absolwent krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych w latach 30., wojnę spędził służąc w polskiej armii. Po wojnie pozostał w Anglii i zaczął drukować w 1953 r. W ciągu kolejnych trzydziestu lat wyprodukował około czterdziestu książek i broszur, często w języku polskim i zdobionych wspaniałymi linorytami. Był dobrym człowiekiem i wspaniałym drukarzem, z przyjemnością widzę, że jego praca jest powszechnie znana zarówno w Polsce jak i w Wielkiej Brytanii”.